Wyznanie konserwatysty
Do tej refleksji skłania mnie lektura tekstów publicystycznych na łamach rozmaitych periodyków. Tego typu literatura jest najlepszym źródłem do poznania współczesności i problemów, którymi żyją zwyczajni ludzie w dniu swoim powszednim. Jej zaletą jest to, że dokonuje już pewnego usystematyzowania tej powszedniości i ułożenia jej w pewne schematy. W ramach tej systematyzacji zauważa się jednak istnienie czegoś w rodzaju zabobonu, czym chcę się tutaj podzielić.
„Nowożytny”, „współczesny”, „nowy”, „aktualny” – to niezwykle sugestywne słowa, które zdają się dzisiaj cieszyć wręcz magiczną mocą. Doszło do tego, że uznaje się za prawdziwe właśnie to, co nowe. Dzisiaj nie jest już prawdą to, co było nią wczoraj. Liczy się tylko nowość, jaką przynosi kolejny dzień. „Jest zawsze nowe to, co jest prawdziwe” – takie tradycyjne stwierdzenie nie jest już modne ani powszechnie uznawane. Liczy się nowość jako ciągła prowokacja, łatwa i niebezpieczna, w stosunku do prawdy, szybko stając się tym, co powierzchowne i co demaskuje brak odpowiedzialności.
Kto jeszcze, z wyjątkiem jakiegoś melancholika, szuka prawdy jako prawdy? Dzisiaj szuka się nowości, teraźniejszości bez przeszłości i bez przyszłości, zagubionej w zamknięciu chwili, niezakorzenionej we wczoraj i nienastawionej na jutro. Poszukiwanie tego, co prawdziwe zostawiliśmy za plecami jako nieznośny i nieużyteczny ciężar. „Nowe” oznacza pojawianie się, ale dowartościowuje się je z egzaltacją i bez koniecznego namysłu. Żyć trwającą chwilą, z dnia na dzień wymyślać coś nowego, coś co zdumiewa, co trwa tylko do zachodu słońca i co umiera wraz z pojawieniem się księżyca. Tym, co liczy się, jest chwilowy efekt, nieoczekiwane uderzenie, to, co zaskakuje.
Aby to potwierdzić, wystarczy zwrócić się do współczesnego intelektualisty lub filozofa, pytając go na przykład o to, co sądzi o jakiejś książce. Na pewno odpowie, że jest „oryginalna”, to znaczy zaskakująca, prowokująca, arbitralna; odpowie, że jest „interesująca”, nawet jeśli podejmuje zagadnienia najbardziej banalne, byle znalazło się w niej coś nietypowego, a zwłaszcza coś, czego dawniej nie mówiono i nie pisano z powodu zwykłej przyzwoitości lub poczucia wstydu. „Nieinteresujące” jest natomiast to, co wpisuje się w porządek starych prawd, a więc takich, które nie są już dzisiaj nowe. Odnosi się wrażenie, że jakoby całe zainteresowanie ludzkich poszukiwań miało polegać na ciągłym przekraczaniu tego, co już znane, nie mając nic wspólnego z medytacją prawd trwałych i stale odnawiających się w ich twórczej płodności. Mania gonitwy za tym, co nowe „wyzwala” wielu naszych współczesnych od wieczności, czyniąc ich niewolnikami tego, co przejściowe, coraz bardziej uwodząc ich przelotną radością chwili, która umiera w falach czasu.
Opisywana tutaj dewastacja intelektualno-kulturowa zaczęła się dość dawno. Jej źródeł trzeba szukać w narodzinach myśli, która w centrum swoich zainteresowań postawiła „historię”. Potem tendencja ta została wzmocniona przez marksizm i pozytywizm. Dzisiaj jest utrwalana przez myślenie w którym dominuje zachwyt nad technologią i jej zastosowaniami. Świat nowożytny wytworzył historię i technikę – i jest to wielkie dobro – ale miłość do tego, co konkretne i szczegółowe zamieniła się w zabobon, gdyż zastąpiła ona to, co uniwersalne i wieczne. Nie zadowolono się tworzeniem historii i nauki, ale podjęto działania zmierzające do zredukowania wszystkiego do historii i nauki. W wyniku tych działań w znacznym stopniu doprowadzono do rozkładu filozofii i teologii – jakaż nieodpowiedzialność i lekkomyślność! – a wraz z nim wytworzono mentalność lekceważącą prawdę, która nie ma charakteru naukowego lub historycznego, ale metafizyczny. Dlatego mamy dzisiaj każdy dzień z nową prawdą, jak gazetę codzienną ze swoją kroniką. Z tego powodu jest dzisiaj tak mało prawdy i powagi.